Leśny Ignorant Roku

Leśny Ignorant Roku 2017. Tego nikt się nie spodziewał

Jak co roku mam wątpliwy zaszczyt przyznać Nagrodę Leśny Ignorant Roku 2017. Wątpliwy ponieważ najchętniej bym tego nie robił, ale jak to czasem porządny lekarz, zanim zacznie leczyć, wpierw musi uświadomić pewnej grupie pacjentów, że w ogóle są chorzy. Tak jak w konkursach na stanowiska w LP i MŚ, zwycięzca był już znany od mniej więcej połowy roku 2017, więc postanowiłem sobie darować nominacje w tym roku. Dla wielu zwycięzca może być zaskoczeniem, dla mnie bynajmniej nie. Ale nie dlatego, że to ja decyduję o niechlubnych wygranych, lecz dlatego, że zwycięzca był obserwowany już od bardzo długiego czasu, a wydarzenia w ostatnich latach tylko potwierdziły mi jego prawdziwy status. Kim jest wygrany? Przekonajcie się sami…


Dlaczego nie Dyrektor czy Minister? Chociaż…

Od razu muszę Was rozczarować, że w tegorocznym plebiscycie ani Dyrektor Generalny LP, ani Minister nie otrzymali nagrody.

>>CZYTAJCIE RÓWNIEŻ: Nominacje do tytułu: Leśny Ignorant Roku 2016;

>>CZYTAJCIE RÓWNIEŻ: Leśny Ignorant Roku 2016

Moim zdaniem, obaj Panowie przerastają znacznie kategorię Leśny Ignorant Roku i musiałbym przyznawać im obu co roku to niechlubne wyróżnienie i wtedy zrobiłoby się trochę nudno. Jednakże, nie martwcie się, gdyż i oni też złapali się do tegorocznej nagrody w pewien sposób. Wyjaśnię za chwilę. Przyznanie nagrody obu Panom byłoby bardzo proste, patrząc choćby na liczbę postów, które poświęciliśmy na blogu na temat ich wypowiedzi, czy planów. Pisaliśmy na przykład dużo o Dyrektorze Generalnym LP w postach takich jak: Dyrektor Lasów Państwowych Konrad Tomaszewski melduje. , The Talented Mr.Tomaszewski , O tajemniczym białym proszku wciąganym w BedoniuWywiad z dyrektorem Lasów Państwowych.Jakie są alternatywy dla statusu Lasów Państwowych?Panie nadleśniczy. Kawa? Koniak? A może kawa z koniakiem?Wywiad z Leśnym Słońcem Narodu, a także nie brakowało tematów na blogu poświęconych Panu Ministrowi Środowiska: Jan Szyszko i jego drużyna potrafi rozmawiać z każdym.Jan Szyszko, jeden z polityków od rozbicia Polaków.Minister Ochrony Ojca. Naszego., a także tematów dzięki, którym każde dziecko na ulicy zapytane kto to jest leśny ignorant wskazałoby jednego z dwóch jegomościów bez najmniejszego zastanowienia: Dziczyzna po polsku.Puszcza Białowieska – PRAWDZIWA HISTORIA!Nie pozwól pożytecznym idiotom dyktatury zawładnąć kwestią klimatyczną.Straż Leśna pacyfikuje lasy państwowe.Lasy Państwowe jak Puszcza Białowieska. Brunatnieją.Dziczyzna po polsku.

Nie mniej jednak, ostatnio miałem przyjemność odwiedzić miasto Toledo, znajdujące się w Kastylii-La Manchy, w Hiszpanii i udało mi się spotkać obu Panów jednocześnie (zdjęcie poniżej). Sami dopasujcie sobie, który jest który, czyli kto jest Don Kichotem, a kto jego wiernym giermkiem Sancho Pansem. Dla mnie obaj posiadają cechy obu tych postaci. Trochę tutaj wczułem się w maturzystę, który odpowiada na pytanie na egzaminie z języka polskiego “Gdybyś miał wybrać, to jaką postacią literacką byłby obecny Dyrektor Generalny LP i Minister Środowiska?”.

Z Don Kichota mają niewątpliwie to, że rzeczy codzienne przybierają dla nich fantastyczne formy, są megalomanami, chełpią się swoją wielkością, znaczeniem swoich czynów, nieustannie poszukują sposobności do dowiedzenia swojej odwagi i siły (zwłaszcza konfrontując się ze słabszymi….stopniem w hierarchii).

>>CZYTAJCIE RÓWNIEŻ: Jakie są alternatywy dla statusu Lasów Państwowych?

Leśny Ignorant Roku 2017
Figury Don Kichota z La Manchy i Sancho Pansy w Toledo, Kastylia-La Mancha, Hiszpania. Autor zdjęcia: Rafał Chudy

Z kolei z Sancho Pansą łączy ich naiwność, a nawet łatwowierność, zwłaszcza w sprawach międzynarodowych.

Błędni Rycerze TZW gospodarki leśnej i najlepszego leśnictwa na świecie

Tak sobie popatrzyłem na te figurki i zastanowiłem się, czy aby termin donkiszoteria świetnie nie pasuje do obu z nich, czy aby oni nie są współczesnymi błędnymi rycerzami polskiego leśnictwa i ochrony środowiska, czy oni przypadkiem nie walczą z wiatrakami i bronią dobrego imienia swojej Dulcynei, czyli Trwałej Zrównoważonej i Wielofunkcyjnej gospodarki leśnej, najlepszego leśnictwa na świecie, najlepszej dziczyzny, czy domów drewnianych w całym wszechświecie? Czy aby te wiatraki to nie Ci “zieloni naziści”, “ekocentryści”, bezbożnicy, ekoterroryści chcący zawłaszczyć polską ziemię za wszelką cenę, zgładzić Puszczę Białowieską w imię ekologii, a na koniec chcący odlać się na krzyż i wszystko co święte i polskie?

Donkiszoteria (wg Wikipedii) to

postawa życiowa charakteryzująca się marzycielstwem, brakiem rozsądku w ocenianiu ludzi i sytuacji, pragnieniem walki o nierealne cele, nierozsądnym entuzjazmem w podejmowaniu nieosiągalnych zadań oraz walce z urojonymi przeciwnikami (walka z wiatrakami). Osoba postępująca zgodnie z zasadami tejże postawy nazywana jest donkiszotem. Działania takiej osoby są z góry skazane na porażkę, wzbudzając jednocześnie uśmiech i politowanie.

I ta definicja, moim zdaniem, świetnie pasuje do obu tych Panów. Jak ją czytam to ich pierwszych mam przed swoimi oczami, i uśmiech z politowaniem to idealnie pasujące słowa do moich odczuć jakie mam czytając ich pomysły i wypowiedzi, które nie raz przytaczaliśmy na Monitorze Leśnym. Obaj Panowie świetnie potrafią sobie tworzyć własne wyimaginowane wiatraki, tworzyć problemy, których tak naprawdę nie ma, a przy tym wprowadzać w życie rozwiązania, które tak naprawdę tworzą ich wyimaginowane problemy. I tak kółko się zamyka. Albo inaczej mówiąc, oni zawsze znajdą problem na każde rozwiązanie.

Po niedawnej “rekonstrukcji” Rządu, która ma charakter wyłącznie wizerunkowy moim zdaniem, gdyż potrzebna jest zmiana systemu w Polsce a nie ludzi, muszą w tym systemie się odnajdywać. Jeden Don Kichot został odwołany i przegrał ze swoimi wiatrakami. Tango down. 

Ale przejdźmy do rzeczy. Kto jest zwycieżcą kategorii Leśny Ignorant Roku 2017, skoro najmocniejsi kandydaci “odpadli” już w przedbiegach?

Leśny Ignorant Roku 2017

Już od dłuższego czasu pomyślałem sobie, że skoro Norweski Komitet Noblowski może przyznawać Pokojową Nagrodę Nobla całym organizacjom (np. Unia Europejska, IPCC), tak ja chciałbym w tej edycji Nagrody Leśny Ignorant Roku 2017 przyznać ją polskim naukowcom i badaczom, którzy już dawno przestali nimi być i którzy zmienili się w polityków lub narzędzia gry politycznej. Innymi słowy, ludziom, którzy zapomnieli o takich atrybutach jak honor, niezależność, dobre imię nauki, rozsądek, czy pogoń za faktami i naukową prawdą. Zamiast tego skupili się na niskich pobudkach (korzyściach materialnych), byciu przy władzy i politycznym korycie, na chęci bycia zasłużonymi i docenionymi, wyrzekając się przy tym wszelkich zasad etycznych i moralnych.

Uważam, że bardzo dobre tło całej sytuacji pokazał ostatni konflikt w Puszczy Białowieskiej, a Pan Tadeusz Ciura w swoim poście Profesor Jan Szyszko i jego naukowcy. świetnie podsumował polską naukę leśną i jej otoczenie pisząc:

Jest to temat a raczej tematy dotyczące niezależności nauki leśnej od Lasów Państwowych i Funduszu Leśnego, temat niezależności politycznej od rządzących partii i polityków a tym samym odpowiedniego garnituru dyrektorskiego Lasów Państwowych, temat wagi kontaktów osobistych w osiągnięciu dotacji finansowych dla swoich badań czy temat spolegliwości i przystosowawczości naukowców do panujących trendów w gospodarce leśnej i około leśnej.
Że jest to konieczne do zaistnienia jako naukowiec leśny odpowie zdecydowana większość?
Nie wiem, ale mam wrażenie że sytuacja w której polska nauka leśna jest w tak dużym stopniu zależna od dyrektorów Lasów Państwowych, od Funduszu Leśnego zarządzanego przez tychże dyrektorów oraz od polityków ściśle współpracujących z mianowanymi przez siebie dyrektorami, taka sytuacja nie sprzyja jakości polskiej nauki leśnej.
Oraz nie sprzyja wierze w polską naukę leśną wśród nas, zwykłego nie naukowego pospólstwa.

Doktor doktorowi nie równy

W całej dziedzinie polskich naukowców i badaczy związanych z leśnictwem możemy wyróżnić dwie kategorie. Pierwsza to ludzie, którzy postanowili rozwijać swoje kariery naukowe na uniwersytetach czy w instytutach badawczych, i praktycznie całe życie zawodowe spędzii w tych instytucjach. Druga kategoria, to ludzie, którzy po studiach magisterskich zaczęli rozwijać swoje kariery w Lasach Państwowych, Parkach Narodowych, Biurze Urządzania Lasu, czy innych zakładach, a następnie postanowili zrobić doktoraty, zwykle w celu ugruntowania swoje pozycji w firmie czy złapania dodatkowych przychodów z wykładania w różnych szkołach leśnych, które powstały w ostatnim czasie.

Kategoria I

Obiektywność?

Jaki mam problem z Kategorią I, czyli profesorami i doktorami z instytucji edukacyjno-badawczych?

Pierwszy i najważniejszy to taki, że tacy naukowcy/badacze często wypowiadają się na tematy kompletnie nie związane z ich specjalizacjami. Dlaczego na przykład profesor od fitopatologii i grzybów lub hodowli lasu nagle wypowiada się w temacie tego, że najlepiej jest kiedy państwo jest właścicielem lasów, a nie właściciel prywatny, i tylko wspomaga przekaz Lasów Państwowych o najlepszym leśnictwie na świecie? Dlaczego jest jednostronny?

>>CZYTAJCIE RÓWNIEŻ: Bezprawie prawa pierwokupu LP

Oczywiście każdy może mieć swoje zdanie. Nie mniej jednak uważam, że aby profesor był wiarygodny i nie mieszał się w politykę, powinien wypowiadać się zawodowo na temat rzeczy które zna jak własną kieszeń, które zbadał, nad którymi pracował całe życie. Powinien być profesjonalistą w swojej pracy, ale również poza nią udzielając wywiadów czy występując publicznie. Zwłaszcza kiedy taki profesor na przykład pełni funkcję w szanowanej organizacji działającej na rzecz leśnictwa (typu PTL, SITLiD, LOP itp.).

W przeciwnym razie, jego opinia jest równa, w moim przekonaniu, z opinią przypadkowego przechodnia kompletnie nieznającego się na leśnictwie i danym temacie.

>>CZYTAJCIE RÓWNIEŻ: Ramy anty-leśne. No i ten język. Niepolski. I z błędami interpunkcji oraz stylu.

Ach te publikacje…

Druga sprawa, którą chciałbym w przyszłości bardziej kompleksowo potraktować, to sprawa dorobków naukowych profesorów w Polsce. Często profesorowie, uchodzący za autorytety, mają bardzo skromne osiągnięcia naukowe, oceniając pod względem publikacji naukowych w zagranicznych czasopismach. Dlaczego zagranicznych? Między innymi dlatego, że polskie czasopisma, są moim zdaniem, mało wiarygodne. Środowisko leśne na całym świecie jest bardzo małe, często czytam artykuły i wiem, skąd np. pochodzi recenzent, z jakiego uniwersytetu, z jakiej grupy naukowej itp. Także, można wyciągnąć wniosek, że świat leśny w Polsce jest jeszcze mniejszy, powiązania większe, oraz proces recenzji słabszej jakości. O słabszej jakości, moim zdaniem, świadczą kardynalne błędy ze strony autorów publikacji, a także nie wyłapywanie tych błędów przez recenzentów.

>>CZYTAJCIE RÓWNIEŻ: Czego nie wiesz o optymalnym wieku rębności dla lasów produkcyjnych w Polsce?

>>CZYTAJCIE RÓWNIEŻ: Jak obliczyć optymalny wiek rębności?

W świecie nauki publikacje naukowe w renomowanych czasopismach to podstawa do wartościowania pracowników naukowych, ich późniejszej rekrutacji na stanowiska na uczelniach, czy element decydujący do przyznawania im grantów i finansowania na badania. Jedna publikacja w porządnym czasopiśmie, jest warta dużo dużo więcej niż np. książka, materiały pokonferencyjne, publikacje w gazetach leśnych itp. Chociaż mam wrażenie, że system punktacji w polskiej nauce jest nastawiony na mocne promowanie i takich publikacji, co motywuje tylko pracowników naukowych do sięgania po nisko wiszące owoce. Prawda jest taka, że każdy może sobie napisać książkę i zamieścić sobie w niej co tylko chce. W dodatku książki często nie przechodzą przez żaden proces zewnętrznej recenzji tak jak powyższe publikacje o których wspomniałem. Dlatego jak chcecie sprawdzić dorobek, któregoś profesora to wpiszcie sobie jego imię i nazwisko do baz takich jak Google Scholar, Science Direct, baza biblioteczna SGGW i innych wyszukiwarkek publikacji naukowych. Może się okazać, że czesto nic tam nie znajdziecie, lub może się zdarzyć, że profesor posiadający tutuł honoris causa, a nawet nie jeden, i stawiany w randze eksperta nie ma zbyt bogatego dorobku naukowego. Pytanie w takim razie, co takiego czyni takiego profesora ekspertem?

Innym czynnikiem, mówiącym mi o słabszych (względem poziomu międzynarodowego) publikacjach i badaniach polskich naukowców (nie wszystkich, bo jest wielu bardzo zdolnych polskich naukowców publikujących w Nature, Science, czasopismach Elsvier itp.) jest ich nieliczny i skromny udział (ogólnie rzecz ujmując) na konferencjach międzynarodowych. A jak już ktoś jest to starsi pracownicy naukowi czy profesorowie, doktorantów i magistrantów jak na lekarstwo. Tutaj uważam, że problemem mogą być fundusze i system ich dystrybucji między kierownikiem a jego współpracownikami. Nie wiem jak jest w Polsce, ale w Norwegii przysługuje każdemu doktorantowi budżet ponad 15 tysięcy złotych każdego roku na doktoracie, z którego może sobie pokryć koszty publikacji (tak za publikacje często się płaci, jak się chce mieć wykresy w kolorze lub publikację typu open source itp.), koszty konferencji, szkoleń, kursów itp. Jak mu braknie, to zawsze może aplikować o uczelniane granty, lub międzynarodowe. Taka ciekawostka. Gdy zaczynałem doktorat, mój promotor w Norwegii powiedział mi wprost, że pieniądze nie są dla mnie problemem i ograniczeniem,  i że mogę robić praktycznie co chcę co służy mojemu rozwojowi i co może pomóc mi w ulepszeniu mojej pracy doktorskiej. Na koniec powiedział, że to czas jest moim jedynym ograniczeniem.

Kolejna sprawa to dość niski udział w grantach międzynarodowych polskich badaczy. Dobrze jakby była jakaś statystyka, która potwierdziłaby moje przypuszczenia i obserwacje. Jeżeli macie taką, to piszcie śmiało.

>>CZYTAJCIE RÓWNIEŻ: Czy Lasy Państwowe kontrolują ceny drewna?

Naukowa korupcja?

Moim zdaniem, zbyt dużo się dzieje na linii Lasy Państwowe – Ministerstwo Środowiska – polska nauka. Uważam, że polska nauka, która powinna być niezależna od każdej grupy interesu i jednostronnego finansowania, tak naprawdę jest mocno powiązana finansowo z Lasami Państwowymi. Istnieje kilka instytucji, które bardzo chętnie wyciągają ręce po pieniądze LP za organizacje różnych wydarzeń, konfrencji itp. W realiach Lasów Państwowych, moim zdaniem, te organizacje bardziej działają na zasadach związków zawodowych, lobbują na rzecz swoich członków i starają się wyszarpnąć z LP jak największy kawałek torta na swoje ekspertyzy, publikacje, broszury, nietanie organizacje wydarzeń, szkoleń itp. Oprócz PTL, SITLiD, do tych organizacji doliczyłbym również Ligę Ochrony Przyrody, gdyż wszystkie te organizacje jak jeden mąż powtarzają i popierają stanowisko Lasów Państwowych. Tutaj link do stanowisk tych organizacji (Wszystkim proponuję zwłaszcza obejrzenie prezentacji o tym czy cała Puszcza powinna być Parkiem Narodowym. Bardzo ciekawe stanowisko, zwłaszcza sprzeciwiające się LOP), a tutaj artykuł o stanowisku samej LOP.

Kategoria II

No cóż, kategoria II to, moim zdaniem, reperkusja kategorii I. Bo skoro “wybitni” polscy profesorowie mają słabej jakości publikacje, Sylwan jest ich jedynym celem zawodowym, a biografie zdobią w większości nierecenzowane publikacje w materiałach konferencyjnych, referaty dla LP, projekty badawcze, książki, to ciężko oczekiwać od ich uczniów wysokiej klasy naukowej. Sami często mało wnoszą do nauki, ale na konferencje (czytajcie “wycieczki zagraniczne”) to są pierwsi w szeregu. To moje osobiste obserwacje, ale wierzcie mi ja jeszcze żadnego polskiego doktoranta na specjalistycznych konferencjach naukowych nie spotkałęm (IUFRO się nie liczy) od 2015 roku, a powiem, że jeżdżę dość często na konferencje, gdzie przedstawiam swoje wyniki, promuję publikacje, spotykam przyszłych recenzentów, zawiązuję nowe znajomości, wchodzę w nowe projekty itp. Bo po to się jeździ moi drodzy na konferencje. A że są to często fajne wycieczki, to sprawa drugorzędna i jakby dodatkowa. Chociaż w większości konferencji na których bywałem często mój czas pracy trwał od 8 do 20, tylko po to, aby jak najwięcej zyskać z udziału w takich wydarzeniach.

Oczywiście nie można tutaj generalizować, bo zdarzają się też uczniowie, którzy przebijają samych profesorów swoim dorobkiem naukowym, ale uważam, że ich sukcesy biorą się z ich ciężkiej pracy, własnego dążenia do doskonałości, a nie z nauk i wskazówek przyjętych od swoich profesorów. Wielu doktoratów pracowników LP (często w randze Dyrektora RDLP, nadleśniczego) po prostu nie warto czytać, są kiepskiej jakości naukowej, a proces recenzji kończy się na promotorze i jakimś jego koledze recenzencie. Dla porównania w Norwegii, Szwecji, czy USA, aby obronić rozprawę doktorską musi być przynajmniej jedna publikacja naukowa w renomowanym czasopiśmie naukowym (a tam już na wstępie min 2 recenzentów, i często bardzo wrednych i czepliwych najmniejszych szczegółów – i tak właśnie powinno być). Często nad taką publikacją pracuje się nawet i rok czasu, a od wysłania do recenzji upływa od 3 do 12 miesięcy.

Z własnego doświadczenia i opinii moich kolegów doktorantów w Polsce, często te doktoraty i te dzienne, i zaoczne nie dorównują zachodnim standardom. Kilka prozaicznych powodów. Płaca na doktoracie dziennym to są jakieś grosze w Polsce. Kiedyś prof. z SGH powiedział mi, że kiedy mediana zarobków po SGH to 7 tys. złotych a płaca na doktoracie to 2 tys. PLN, to zbyt wielu kandydatów nie można po prostu oczekiwać. I dlatego doktoranci w Polsce muszą dorabiać po godzinach, albo poza leśnictwem, albo właśnie w Lasach Państwowych. A Ci zaoczni? Tam jest często kilka zjazdów w weekendy, i ciężko wyobrazić sobie ostrą pracę kogoś kto ma już inną stałą pracę. Mówię o ostrej pracy, bo wiem, że dzienni doktoranci często pracują po ponad 8 godzin dziennie nad swoim doktoratem, i naprawdę ciężko wyobrazić mi sobie kogoś robiącego doktorat zaocznie i chcącego później porównać swój doktorat robiony po godzinach do doktoratu dziennego. No chyba, że taka osoba jest ambitna, i bardzo efektywna. I tacy ludzie na pewno istnieją. Jednakże pracując w LP z różnymi dyrektorami, nadleśniczymi i innymi kierownikami ze stopniami doktora, czytając uprzednio ich prace doktorskie (te które udostępnili, bo niektórzy dostawali finansowanie z LP (tylko wybrani i lojalni) i zastrzegli poufność tych prac) nie robili na mnie wrażenia naukowego, nie mówiąc o ich zasadach moralnych. Po pierwsze, nie imponowała mi tematyka, którą podejmowali i kompletnie nie pasująca do profilu wykonywanej przez nich pracy. Bo jak rozumieć, że dyrektor czy inny kierownik zamiast doktoryzować się z ekonomii, finansów, zarządzania, robi doktorat z gruntów porolnych czy przyrostu drzewostanów i ich obrazu w SILP? I tu wracamy kolejny raz do mojego posta:

>>CZYTAJCIE RÓWNIEŻ: Czy w Lasach Państwowych pracują dobrzy menadżerowie?

Po drugie, ich pobrane próby, skupienie się tylko na własnym nadleśnictwie, prostota metodyki i samych badań, rozczarowywały mnie. Za granicą widziałem lepsze prace magisterskie niż ich doktoraty. Dla pocieszenia powiem, że leśnictwo nie jest tu odosobnione, i w innych dzidzinach nauki jest podobnie. Różnica tylko taka, że w leśnictwie tacy ludzie dostają później awanse za ich słabej jakości, lub nie na temat do ich zajmowanego stanowiska, awanse i są stawiani na świeczniku tylko za dwie literki “dr” przed ich nazwiskiem. Kompletne niezrozumienie. Ale jakoś trzeba umotywować wysokie wynagrodzenia pracowników LP. Dla pocieszenia muszę powiedzię, że od dłuższego czasu obserwuję upadek jakości nauki również na światowym poziomie, biorący się ze źle zaprojektowanego systemu publikacji naukowych, namnożenia się bardzo dużej liczby czasopism naukowych itp.

Ostatnia rzecz, gdzie widzę problem z jakością polskiej nauki leśnej, to brak projektów międzywydziałowych, gdzie łączy się specjalistów z różnych dziedzin. Gdyby w artykułach o wieku rębności, był choć jeden ekonomista (nie leśnictwa) lub ekspert światowej sławy np. prof. Sun Joseph Chang (LSU) to może artykuł nie zawierałby w sobie takich błędów i byłby dużo lepsze jakości. Do tematu nauki jeszcze powrócę.

Podsumowując

Tytuł Leśny Ignorant Roku 2017 przyznałem polskim naukowcom i badaczom, którzy już dawno przestali nimi być i którzy zmienili się w polityków lub narzędzia gry politycznej. I jest to bardzo smutne, patrząc, że tak wielu posiada tytuły doktorskie a nawet profesorskie, a swoim zachowaniem i postępowaniem tylko pokazują, że na nie nie zasługują (moim zdaniem oczywiście). Posiadanie tytułu doktora nauk leśnych zobowiązuje, i od takiej osoby bez względu na zajmowaną funkcję, powinno zawsze się oczekiwać zachowania nie wprowadzającego opinii publicznej w błąd, przekazywania wyłącznie prawdziwych informacji, nie manipulowania danymi, i nie oskarżania nikogo o złe intencje. Do tego dorzuciłbym postępowanie w myśl prawości, uczciwości, honoru, niezłomności, kręgosłupa moralnego i wszystkich innych pozytywnych przymiotników. 

I tego właśnie życzę w 2018 roku wszystkim ludziom związanym z leśnictwem. 

Jeżeli chcecie zobaczyć takich naukowców, którzy nie są obiektywni, to otwórzcie sobie losową gazetę o tematyce leśnej w Polsce i wtedy zobaczycie jak Ci naukowcy pokazują tylko jedną stronę problemu. Dziwne, że zawsze tą samą co kierownictwo LP…


Zdjęcie tytułowe: Rycerz Smętnego Oblicza. Postać ponadczasowa, z tą różnicą, że w kontekście kategorii Leśny Ignorant Roku, Lasów Państwowych i Ministerstwa Środowiska, w XVI wieku się z niego śmiano, dziś takie postacie odgrywają całkiem poważne i dobrze płatne role. Jak pokazują czasy współczesne, w Roku 1984 taki Don Kichot dałby sobie świetnie radę, i jeszcze w dodatku sam by został Wielkim Bratem. Autor zdjęcia: Rafał Chudy. 

Dodaj komentarz