Polacy w szwedzkich lasach

Polacy w szwedzkich lasach – od gastarbeiterów do poszukiwanych pracowników. 

Polacy w szwedzkich lasach – od gastarbeiterów do poszukiwanych pracowników. 

O firmie Sundins Skogsplantor pisałem kilkakrotnie w ostatnich latach i przypominam dwa swoje teksty.

Tekst pierwszy (2015)

„Szwedzki las w polskich rękach, taki tytuł nosi artykuł w czasopiśmie Skogen (Las) 6-7/2015 autorstwa Mattiasa Westerberga, który z przyjemnością pokrótce tłumaczę, z przyjemnością bo daje dobrą reklamę pracy Polaków w tutejszych lasach. 

Polakom interesujących się pracą w szwedzkich lasach nie trzeba przedstawiać Sundins Skogsplantor i od kilku lat ma ta firma dobrą wśród nich opinię. 

Anders Rising, przedstawiciel firmy na Szwecję południowo-środkową twierdzi stanowczo, że bez zagranicznych pracowników szwedzka gospodarka leśna całkiem po prostu stanie. Jego firma zatrudnia w tej chwili około 200 Polaków, głównie przy zalesieniach i w większości sezonowo. Praca Andersa to kontakt z klientem, organizowanie logistyki w terenie, zapewnienie sadzonek, odzieży ochronnej, sprzętu do sadzenie i wiele innych czynności. 

Nasi pracownicy, mówi Anders muszą mieć warunki pracy jak należy (schysta po szwedzku), co oznacza kontakt z Försäkringskassan (Kasa Chorych) i ze związkiem zawodowym (Skogsfacket, związek zawodowy dla pracowników leśnych, przemysłu drzewnego i grafików). 

Nasi pracownicy mają umowy zgodne z układem zbiorowym pracy, odzież ochronną, właściwy sprzęt i dobre warunki mieszkaniowe. W okresie kiedy płacą podatek w Szwecji wypłacamy im również zasiłki na dzieci.To daje trwałość, bezpieczeństwo i zabezpieczenie dla nas i naszych pracowników, mówi Anders i mamy bardzo małą wymianę ludzi. 

Sundins Skogsplantor w werbunku stosuje najczęściej tą starą i pewną metodę – poręczenia od dotychczasowych pracowników, ale na początku tego roku werbowała firma również na miejscu w Polsce, w kilku wojewódzkich miastach. 

Darek Haltof pochodzi z południowej Polski, jak mówi na Słowację ma 50 km a do Ukrainy 70 km (z okolic Sanoka, Leska?) i do Szwecji ściągneła go dobra praca i dobre pieniądze. Chce załatwić sobie mieszkanie w Szwecji, tak aby również jego dziewczyna mogła dojechać. Ale gdyby miał podobną pracę i warunki w kraju, to chętnie by pozostał w Polsce. W Polsce mam rodzinę, przyjaciół, to wszystko co jest najważniejsze. 

Wiesław Czarnecki razem z Samuelem Zurem to doświadczeni pracownicy. Samuel mówi po angielsku i pośredniczy w kontaktach ze szwedzkimi szefami. Też pochodzi z Polski południowej, ma gospodarstwo 4-hektarowe, rodzinę i czwórkę dzieci. Z wykształcenia jest technikiem rolnym. Wiesław to z kolei technik leśny, pochodzi z Polski północnej i w Szwecji pracuje już siódmy rok. Zawsze mam ból głowy, jak patrzę na wywalone przez wiatr drzewa w tutejszym lesie, w Polsce usuwaliśmy je od razu, mówi. Jest bardzo duża różnica w sadzeniu tutaj a w Polsce. Ziemia, gleba jest tam lepsza, tutaj mamy niemalże same kamienie i sadzimy tylko świerka. W Polsce sadziłem sosnę, modrzew, dąb, buk, brzozę i olchę. Sadziły zawsze dwie osoby, odległość między sadzonkami była 1m. 

Moją pasją w Polsce jest polowanie, mam psa myśliwskiego. Nasze koło dzierżawi 15.000 ha od lasów państwowych, jest nas 60 myśliwych, mamy stałe kwoty do odstrzału jeleni, saren, dzików i musimy je wykonać, bo inaczej stracimy prawo do odstrzału. (Moja uwaga – to jest dokładne przetłumaczenie tekstu szwedzkiego, dziennikarz pisał ze swego szwedzkiego, myśliwskiego punktu widzenia). 

Jak zarabiają a raczej jak mają płacone Samuel i Wiesław? Przy odnowieniach (plantering) od sadzonki, od sztuki. Dziennie sadzimy około 1500 sztuk (świerka) bez bryłki, z odkrytym systemem korzeniowym  albo do  2500 sztuk sadzonek z bryłką. Przy czyszczeniach upraw (röjning) najczęściej za godzinę pracy, rzadko od hektara. Normalnie pracują oni 6 dni w tygodniu, jadą do domu na dwa tygodnie na wiosnę i na dwa tygodnie jesienią. Koszty podróży pokrywa pracodawca.

(Ponieważ mają umowy związkowe, to również przysługuje im płatny urlop, którego długość zależy z kolei od stażu pracy, w przypadku pracy sezonowej, od ilości przepracowanych miesięcy w przeliczeniu na lata pracy. To moja prywatna uwaga, w artykule o urlopie się nie wspomina.)

Podczas lipca, kiedy wszyscy w Szwecji mają urlop, mają oni wolne, a w sumie pracują w Szwecji 7-8 miesięcy jako sezonowi pracownicy. W tej chwili są w pełni sezonu odnowieniowego (artykuł był pisany w maju). 

Dosyć obszernie go przetłumaczyłem, z tej prostej przyczyny że pokazuje bardzo pozytywnie Rodaków. Nie zawsze tak bywa i często jest ten obraz niespecjalnie miły. 

Photo: Mattias Westerberg, Skogen 6-7/2015”

Ciekawe są również komentarze na Facebook do tego tekstu, autorstwa Pana Daniela Pereskiego znającego warunki pracy w szwedzkich lasach z własnego doświadczenia.  

https://m.facebook.com/TCiura/posts/820704368036442

 

Tekst drugi (2016)

Polskie parobki w szwedzkich lasach. Polska drängar i svenska skogar. 

„Niewielu Polaków decyduje się aby zostać w Szwecji na stałe. Głównie dlatego że na niezbyt ludnej prowincji trudno o aklimatyzację. – Szwedzi nie należą do zbyt wylewnych. Można tu mieszkać latami i nadal czuć się tak samo obco jak na początku – mówi Waldemar Sanko.

Olle Sundin prosi dziennikarza by wspomnieć na problem osób, które z racji wieku i długiego stażu pracy chciałyby skończyć współpracę z jego  firmą. Mogliby pracować dalej i zarabiać mniejsze pieniądze, ale po latach spędzonych w Szwecji te zarobki ich zdaniem nie rekompensowałyby już rozłąki z rodziną. Ja nie mam dla nich innej oferty, ale mogę szczerze polecić te osoby. Warto byłoby myśleć o tym, jak zagospodarować w Polsce doświadczenie tych ludzi.Na bazie osób z tak dużą praktyką, szczególnie gdy chodzi o niezbyt popularną u nas pracę pilarką na wysięgniku, można by rozważać uruchomienie działalności w Polsce. Waldemar Sanko uważa jednak, że na razie nie ma ku temu warunków. Nie chodzi nawet o kwestię stawek, bo pracownicy Sundins Skogsplantor osiągają świetną wydajność. – Żeby przenieść nasz model do Polski,  firma musiałaby się opierać na kontraktach z RDLP, a nie poszczególnymi nadleśnictwami, które pojedynczy zespół załatwi w parę tygodni.”

To cytat z Lasu Polskiego nr.3/2016 i z ciekawego artykułu Rafała Zubkowicza na temat pracy Polaków w firmie Sundins Skogsplantor w Szwecji. 

Czytałem ten artykuł z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony mamy bowiem pochwałę pracy rodaków w szwedzkim lesie jak i pochwałę pracodawcy Olle Sundina iż wynagradza ich według szwedzkich norm a z drugiej, na zakończenie artykułu wezwanie Olle Sundina do Lasów Państwowych czy polskiego państwa o wzięcie odpowiedzialności za swoich obywateli po przekroczeniu, powiedzmy, 50-tego roku życia. 

Wezwanie ubrane w piękne słowa o wykształceniu przez niego Polaków w tej trudnej i odpowiedzialnej sztuce przeprowadzania czyszczeń, w szwedzkich lasach w dodatku, które to doświadczenie nie powinno pójść na marne i powinno być wykorzystane w lasach polskich.  

Kto temu zaprzeczy i podda w wątpliwość dobrą wolę właściciela szwedzkiej firmy? 

Ja jednak nie na darmo dałem tej notatce tytuł Polskie parobki. 

Nie na darmo w lasach szwedzkich, przy pracach ręcznych, pracują tylko cudzoziemcy, którzy osiągają przy tej pracy zarobki lepsze niż w swoim kraju. Szwedów już tego typu praca nie interesuje i w dodatku nie jest zarobkowo pociągająca. I co najważniejsze, każdy Szwed lub prawie każdy należałby do zwiazku zawodowego GS Facket. 

Związki zawodowe w artykule wymienione są jako coś uciążliwego i niewygodnego dla Polaków pracujących u Olle Sundina. Cytuję: “Spośród polskiej kadry Sundins Skogsplantor do związku zawodowego pracowników leśnictwa należy kilka osób. Działania związku nie zawsze są po myśli polskich pracowników leśnych. Chodzi głównie o normy czasu pracy (np. negowana przez związek praca w soboty), które sezonowi pracownicy z Polski odbierają jako krępujący nadmiar troski.”

Ja rozumiem że Olle Sundin nie chce aby jego pracownicy należeli do zwiazku zawodowego i jako były szwedzki pracodawca zupełnie się z nim zgadzam. Związki stwarzają problem i sztuka dobrego kierowania firmą, z punktu widzenia pracodawcy, polega na przekonaniu swoich pracowników że do dogadania się ze mną czyli pracodawcą związki są niepotrzebne. Ta sztuka najwyraźniej się Olle Sundin udała. 

Ale weźmy inny cytat z artykułu : “Sundins Skogsplantor początkowo zatrudniała Polaków na polskich umowach, z niższymi płacami. To się nie sprawdzało i dość szybko zapadła decyzja, by zatrudniać na umowach szwedzkich, zgodnie ze szwedzkimi przepisami prawa pracy. To szczególnie ważne dla osób, które przyjeżdżają na dłużej niż tylko wiosenny sezon zalesień. Dzięki temu tydzień pracy trwa 40 godz., a jeśli pracownicy decydują się na pracę w soboty, po 10 tygodniach powinni mieć dwa tygodnie przerwy. Do tego jest lipcowy, płatny urlop.” 

Zaanalizujmy go: Słowa “to się nie sprawdzało itd” – nie sprawdzało się bo GS Facket protestował przeciw wykorzystywaniu robotników z UE  w latach po roku 2004 i Olle Sundn oraz inni musieli ustąpić.  

Dalej: “Dzięki temu tydzień pracy trwa 40 h itd” – ten sposób wypłaty, 40 h plus od razu dodatkowe godziny za pracę np. w soboty albo urlop za taką pracę plus urlop ten lipcowy jest zasługą tylko i wyłącznie GS Facket i umowy pracodawców szwedzkich z nim, o ile się nie mylę chyba w roku 2011. 

Przynależność do związku zawodowego jest tutaj w Szwecji dobrowolna i nikt Polaków do wstąpienia nie zmusza. Ale w sytuacji pracownika fizycznego z innego kraju, powinni moi rodacy pamiętać że wszystkie normalne i ludzkie sposoby wynagrodzeń zostały dla nich wywalczone konfliktami szwedzkiego związku zawodowego z ich szwedzkimi pracodawcami, takimi jak Olle Sundin. Niejednokrotnie spotkałem się z powiedzeniem że ci nie należący do związków jadą na gapę. Coś prawdy w tym tkwi i Polacy, pracujący w Szwecji powinni moim zdaniem, zmienić przynajmniej swoje prywatne zdanie na temat związków zawodowych. 

Różne zdanie można mieć na temat związków i różnica w ich ocenie jest wyraźna pomiędzy Szwedem, pracownikiem fizycznym a Polakiem, pracownikiem fizycznym. 

Jeżeli chodzi o lasy to związki zawodowe dla fizycznego pracownika leśnego zniknęły w kraju razem z komunizmem. A szkoda. Bo dostrzeganie przez Lasy Państwowe tylko konfliktu z właścicielami ZUL jako wartego zauważenia i rozstrzygnięcia, nie likwiduje najistotniejszego przyszłego problemu dla Lasów – mianowicie pytania kto w tych lasach Lasów Państwowych będzie pracował już w niedalekiej przyszłości? 

Być może że rozwiązaniem będą, o ile już nie są, parobki z Ukrainy, ale kto będzie o ich prawa walczył? 

Interesującym rozwiązaniem patrząc ze  związkowego punktu widzenia jest pomysł Rzetelnej Firmy Leśnej. W tym układzie pracodawca albo zleceniodawca, w dodatku państwowy, razem z ekspertami certyfikatowymi FSC ubiera się w szaty związku zawodowego w celu reprezentowania tego fizycznego pracownika ZULu. Ciekawy rozwój. Osobiście wolałbym związek zawodowy. 

Czytając słowa Olle Sundina o wykorzystaniu doświadczenia jego starszych pracowników przypomniało mi się klasyczne ale politycznie niepoprawne ze względu na staroświeckie słowo, powiedzenie Murzyn zrobił swoje, Murzyn może odejść. Bo w gruncie rzeczy do tego sprowadza się jego inicjatywa. Praca przy czyszczeniach i sadzeniach jest pracą na akord, nadającą się dla ludzi młodych i silnych, zarabiających dobrze, ale i szybko się wyniszczających. 

Czy ktoś z tych młodych ludzi zna słowo stachanowiec?  (stachanovit po szwedzku). Ci dawni pracowali dla idei, ci współcześni dla pieniądza ale efekt był i jest ten sam – ciało strajkuje po czterdziestce, pięćdziesiątce. 

I tutaj znów powracam do szwedzkich leśnych związków zawodowych i ich strajku w toku 1975. To wtedy zlikwidowano w szwedzkich lasach akord i wprowadzono płace stałe, miesięczne dla robotników fizycznych. 

I tutaj dochodzimy do najważniejszego powodu dla którego Olle Sundin i inni szwedzcy właściciele podobnych firm zatrudniają cudzoziemców na takich a nie innych warunkach. Praca w lesie to praca sezonowa dla tych którzy sadzą i czyszczą las. Umowy o  zatrudnienie na czas określony lub na czas wykonywania pracy to nie umowy o zatrudnienie stałe jako pracownik fizyczny w szwedzkim lesie. Takich pracowników już w szwedzkim lesie nie ma, poza specjalistami w szkółkarstwie. Prace zimowe to tutaj praca harvestorowo-forwarderowo-wywozowa i ta pozostaje w rękach firm specjalistycznych, w których właściciel najcześciej sam pracuje. 

Na tych dwu uwarunkowaniach – konieczność pracy sezonowej w gospodarce leśnej i wprowadzenie umów o prace sezonowe spoczywa pomyślność szwedzkich firm bazujących jeszcze na pracy ręcznej. 

Gdyby pracownicy Olle Sundina mieli stałe umowy o pracę, wtedy ich płaca byłaby miesięczna, wydajność prawdopodobnie nie przynosiłaby zysków dla Olle, albo zyski niewystarczające, ale zyski najzupełniej wystarczające dla zdrowia pracowników, wtedy mieliby znacznie większe socjalne zabezpieczenia społeczne i ubezpieczenia bo to gwarantuje związek zawodowy, ale wtedy byliby zupełnie nieopłacalni dla Olle Sundina. 

Rzecz jasna że wtedy Polacy musieliby zdecydować się na pobyt stały na szwedzkiej prowincji ale zwalanie winy na jej obcość nie wystawia z kolei dobrej opinii rodakom. Specjalnie ufni w stosunku do obcych rodacy też nie są, co ostatnio jest widoczne. 

Szwedzi zarabiają na Polakach czy innych narodowościach pracujących w szwedzkich lasach, zatrudniają ich na warunkach niedopuszczalnych dla Szwedów, wykorzystują przebicie cenowe i społeczne swego państwa dobrobytu społecznego, w dużym stopniu zbudowanego poprzez ich związki zawodowe. Dają im zatrudnienie, którego młodzi Polacy nie znajdują w kraju. 

Ale jeżeli założymy że szwedzkie lasy jeszcze bardzo długo albo i zawsze będą potrzebować pomocy ludzkich rąk do urośnięcia to i cudzoziemcy m.in. Polacy, powinni być zatrudniani na nie stachanowskich a szwedzkich, związkowych warunkach, bez konieczności pożegnania ich słowami typu Murzyn zrobił swoje.

https://m.facebook.com/TCiura/posts/933416530098558

W ciągu dwu lat, które upłynęły od napisania tych dwu tekstów sytuacja na  szwedzkim leśnym rynku pracy pogorszyła się i dowodzą tego ostatnie artykuły w czasopiśmie Skogen 11/2018 o których pisałem w Czy firmy leśne w Szwecji przeżyją?

Pogorszyła się dla pracodawców ale nie dla robotników leśnych, zwłaszcza tych doświadczonych i z Polski, krajów nadbałtyckich czy Rumunii, krajów o zbliżonej lub takiej samej kulturze leśnej co Szwecja. 

Myślę że mogą oni i powinni teraz żądać lepszego wynagrodzenia niż te najniższe według szwedzkiego układu zbiorowego pracy zawartego przez szwedzkich pracodawców ze związkiem zawodowym GS Facket. 

W przeciwnym wypadku szwedzkim pracodawcom pozostanie tylko jako wyjście zatrudnienie uchodźców z Bliskiego Wschodu, Afryki czy Azji, dla których las, zwłaszcza szwedzki jest miejscem tajemniczym i groźnym a nie miejscem pracy. 


Zdjęcie: besok

Dodaj komentarz