Niszczenie

Niszczenie lokalnego środowiska jest ceną jaką płacimy za globalne korzyści klimatyczne.

Niszczenie lokalnego środowiska jest ceną jaką płacimy za globalne korzyści klimatyczne.

Tak można określić konflikty społeczne związane z rozbudową w wielu krajach instalacji do produkcji energii ze źródeł  odnawialnych. 

Islandia.

Islandia lubi mówić o swoich zielonych źródłach energii.

Elektrownia geotermalna pompuje ciepłą wodę do całego Reykjaviku, a linie energetyczne dostarczają energię wodną z rzek lodowcowych do najbardziej oddalonych zakątków kraju.  Islandzkie kampanie reklamowe rzadko jednak wspominają o tym, że cztery piąte całej energii wytwarzanej w kraju trafia do hut aluminium, fabryk krzemu i innych wysokoemisyjnych gałęzi przemysłu, których właścicielami są firmy amerykańskie i kanadyjskie.  Plan islandzkiego rządu zakłada dalszą rozbudowę elektrowni wodnych i geotermalnych, aby przyciągnąć więcej międzynarodowych firm.  W najnowszej wersji tak zwanego ramowego planu zasobów naturalnych stwierdzono, że 23 z 29 zidentyfikowanych obszarów geotermalnych można eksploatować lub badać pod kątem eksploatacji.

Te zidentyfikowane obszary geotermalne reprezentują najczęściej unikalne i chronione lub planowane jako ochronne, tereny przyrodnicze Islandii.

Landvernd, islandzka organizacja ochrony przyrody i inne organizacje ekologiczne sprzeciwiają się temu.

– Nie potrzebujemy więcej prądu.  Już za dużo natury zniszczyliśmy aby zapewnić energię  hutom i fabrykom aluminium, mówi Auður Magnúsdóttir z Landvernd i np. elektrownia geotermalna Krafla znajduje się pośrodku rzadko spotykanych środowisk przyrodniczych w północnej Islandii.

Największa elektrownia wodna Islandii, Fljótsdalur na wschodnim wybrzeżu, dała początek największemu sztucznemu jeziorowi  w kraju.  Protesty były głośne, ale politycy rozwiązali to na początku lat 2000 reorganizacją urzędu ochrony środowiska i bardziej liberalnym prawem ochrony przyrody. Zapora i jezioro były gotowe w roku 2007 a energia elektryczna popłynęła do fabryki aluminium Alcoa, będącej dużym lokalnym pracodawcą. To waży dużo dla polityków, mogących sprzeciwić się podobnym planom i ochrona środowiska często przegrywa, mimo pomocy i znaczenia turystyki.

Powtarzającym się argumentem przemawiającym za kontynuacją rozbudowy swoich elektrowni przez Islandię i zapraszaniem producentów aluminium i krzemionki jest to, że alternatywa byłaby  gorsza. Niewiele jest bowiem innych miejsc na świecie gdzie można korzystać z energii ze źródeł odnawialnych w taki sam sposób, jak na Islandii. No i produkować przy okazji metale rzadkie, używane do smartfonów, kabli światłowodowych i pojazdów.

Norwegia

W przypadku Norwegii można dyskutować czy ich źródła energii w postaci ropy naftowej i gazu ziemnego na Morzu Północnym, które sprzedają całemu światu,  są niszczeniem tylko środowiska lokalnego, w każdym razie Norwegowie rozbudowują szybko odnawialne źródła energii oparte o wiatr, co razem z energią wodną robi krajową energię Norwegii prawie w 100% odnawialną.

Co przyniosło opisane przez nas przed dwoma laty pewne problemy i pytania. Czy coś zmieniło się w ciągu ostatnich lat?

Wygląda na to że Norwegowie zaczynaja się sprzeciwiać dalszej rozbudowie elektrowni wiatrowych na lądzie, w każdym razie w połowie 2019 r. aż 78 na 101 norweskich gmin odpowiedziało „nie” na pytanie ankiety dotyczącej budowy elektrowni wiatrowych na ich terenie.

Taki masywny opór gmin pociągnął za sobą reakcję rządu i w październiku 2019r. premier Erna Solberg zrezygnowała z planów budowy dalszych elektrowni wiatrowych na lądzie. Istnieją jednak plany ich budowy na Morzu Północnym, na norweskim szelfie kontynentalnym, powiedziała w czerwcu 2020r. minister energetyki Tina Bru.

Energetyka Norwegii opiera się aż w 94,8% na energii wodnej i w tej sytuacji stawianie na wiatr jest jakby lekką przesadą tym bardziej że głosów krytycznych ze strony ludności pierwotnej nie brakuje. Tytuł „ Zielony kolonializm w Norwegii – elektrownie wiatrowe zagrażają utrzymaniu się Saamów” jest z satysfakcją odnotowany, a sytuacja opisana przez arabski kanał Aljazeera, pisze tygodnik Syre.

Dotyczy to budowy 72 elektrowni wiatrowych w paśmie górskim Øyfjellet w fylke (województwo) Nordland w północnej Norwegii , na terenach przemieszczania się reniferów. Konflikt Saamów z firmą Eolos trwa już od roku 2016 i Saamowie go, jak na razie, przegrywają.

Szwecja.

Szwedzkie problemy związane z energią, mają historię już 40-letnią, o ile problemami można nazwać stopniową rezygnację z elektrowni atomowych. Decyzja o rezygnacji została podjęta w referendum w roku 1980 i do tej pory zamknięto kilka reaktorów w kilku elektrowniach.

Energia atomowa ma być zastąpiona przez szybko rozbudowywaną energię wiatrową i w roku 2022 ma ona wynosić 37 TWh, natomiast energia atomowa w dalszym ciągu 67 TWh. W sumie w tym właśnie roku energia z wiatru, słońca i biomasy ma zrównać się z energia atomową, prognozuje szwedzki urząd Energimyndigheten. Szwedzka produkcja energii elektrycznej wynosiła w roku 2019 około 164 TWh.  

Energia wiatrowa w środku huraganu, tak pisze czasopismo, bądź co bądź przyrodnicze, Sveriges Natur. Sztormem jest opór miejscowej ludności, żyjącej obok i pod wiatrakami o wysokości 250 m ze śmigłami o długości 110 m. Jest to ciągły rytmiczny i pulsujący hałas przypominający przelot samolotów odrzutowych, słyszalny wyraźnie po wyjściu z samochodu, pisze reporter po przyjeździe w okolice trzech wiatraków stojących w lesie w odległości niecałego kilometra.

Hałas jest tym „miłym” towarzystwem dla sąsiadów elektrowni wiatrowych który jako argument podnoszony jest również w kraju, jako element faktów i mitów dotyczących takiego sąsiedztwa.

Fakty stają się mitami zazwyczaj w interpretacji ludzi zainteresowanych finansowo, nic wiec dziwnego że zarówno w Norwegii, Szwecji czy Polsce firmy budujące elektrownie wiatrowe zapewniają że do hałasu można się przyzwyczaić, wystarczy zamknąć okna.

Hałasu nie lubią zwierzęta i wpływ elektrowni wiatrowych na renifery został opisany przez naukowcow z SLU, Sveriges Lantbruksuniversitet. Ciekawym faktem była próba zatrzymanie publikacji tego raportu przez firmę budującą elektrownie oraz przez urząd państwowy Energimyndigheten i dopiero nagłośnienie tego przez dziennikarzy powstrzymało zapędy urzędników.

Naukowcy analizowali informacje z GPS dotyczących ruchu 50 reniferów (vajor – krowy) aby zbadać jak na wybór pastwisk i miejsca ocielenia wpływały dwie mniejsze farmy wiatrowe, z 8 i 10 wiatrakami. Farmy były i są oddalone od siebie o 4 km, leżą na terenach wsi saamijskiej Måla w północnej Szwecji i ruch renów był śledzony w ciągu 6 sezonów, dwa lata przed budową elektrowni, dwa lata w czasie budowy i dwa lata podczas pracy elektrowni.

Raport wykazał że reny wybierały tereny do ocielenia znacznie dalsze od pracujących już elektrowni niż robiły to przed ich zbudowaniem i podobnie było z wyborem pastwisk, zarówno w czasie budowy jak i pracy elektrowni. Renifery unikały terenów z których elektrownie wiatrowe były widoczne i praca elektrowni miała znacznie większy wpływ na unikające zachowanie reniferów niż budowa elektrowni.

Podobne argumenty wysuwali również Saamowie norwescy w sporze na terenie Øyfjellet i zachowanie się dzikiej zwierzyny na terenach z elektrowniami wiatrowymi będzie badane w ciągu najbliższych dwu lat w ramach wspólnego szwedzko-norweskiego projektu Grensevilt. Zwierzyną badaną przy pomocy nadajników GPS będą łosie, wilki i rosomaki a badania mają też na celu ocenienie wpływu rozbudowy elektrowni wiatrowych na przebieg polowań na łosie.

Można mieć nadzieję że zwierzęta zarówno dzikie jak i domowe przyzwyczają się w pewnym stopniu do obecności elektrowni wiatrowych, ich hałasu czy nawet świateł, ale co zrobić ze śmigłami wiatraków wycofanymi z obrotu?

Polski profesor Zenon Foltynowicz jest pełen optymizmu i uważa że jest to szansa dla rozwoju przez Polskę niszowej i bardzo opłacalnej gałęzi przemysłu związanej z przetwarzaniem materiałów kompozytowych. Jest to znany problem i można życzyć Rodakom sukcesu, zwłaszcza że inne nacje prawdopodobnie też pracują nad jego rozwiązaniem.

Uniwersytet Południowej Dani SDU oblicza że odpady pochodzące ze zużytych śmigieł wiatraków wyniosą w Danii w ciągu najbliższych 20-25 lat aż 46.400 ton włókna szklanego. Większość będzie po prostu przechowywana na składowisku odpadów czyli po prostu zakopywana w ziemi.

Czytając choćby ten powyższy polski artykuł uderza optymizm naukowców i urzędników zajmujących się tą tematyką, daleki od pesymizmu ludzi mieszkających obok turbin wiatrowych. Ci mieszkający w szwedzkich gminach w których planuje się budowę farm wiatrowych, mają od roku 2009 prawo veta, sprzeciwu wobec planom instalacji. Jak na razie przedsiębiorstwa budujące farmy oraz politycy krajowi przegrywają z tym prawem i politykami komunalnymi, przeciwnymi turbinom wiatrowym na swoim terenie.

Starym i wypróbowanym sposobem na kształtowanie opinii publicznej są pieniądze i w  gminie Ockelbo, najbardziej zawiatraczonej w Szwecji, firmy budujące oraz eksploatujące wiatraki wypłacają coroczne pewne kwoty mieszkańcom wsi dotkniętym takim sąsiedztwem. Łatwiej wtedy przychodzi zamknąć okno i zacząć się przyzwyczajać do hałasu, wiedząc że każdy obrót śmigła na turbinie powiększa moje konto w banku, rozumują mieszkańcy.  Coś w stylu 500+, na ogół skutecznego.

Zdjęcie: natur

Dodaj komentarz