Usługi leśne

Usługi leśne jako szara strefa – tak jest obecnie. Część trzecia.

Usługi leśne jako szara strefa – tak jest obecnie. Część trzecia.

Aby dowiedzieć się jak dzisiaj wygląda praca zakładów usług leśnych wykonujących prace na zlecenie organizacji Lasy Państwowe, wystarczy przeczytać wstępniaki redaktora naczelnego Nowej Gazety Leśnej, Rafała Jajora, z grudnia 2020 roku i ze styczna 2021 roku.

Oto pewne cytaty:

(Grudzień 2020r.)

„Lasy robią wiele aby uzyskać jak najniższą cenę usług.”

„Pakiety w przetargach bywają jednoleśnictwowe. A jeszcze niedawno, za dyrektora Tomaszewskiego, były zakazane.”

„Wszystkie przetargi są rozpisane na rok. O umowach wieloletnich możemy zapomnieć.”

„Zmieniło się podejście do pracy harwesterów. Nadleśnictwa zakładają że wszystkie pozycje, poza z góry wyłączonymi, będą wykonywane harwesterem. A więc taniej. I tak te prace wyceniają.”

„Wymagania bywają mniejsze: wystarczy wykazać dysponowanie harwesterem (nie trzeba go mieć, nie trzeba też nim potem pracować) i można wykazać mniej ludzi do wykonania zadania.”

„Więcej jest pakietów harwesterowych, na 17 nadleśnictw ma je 7 jednostek.” (Redaktor Rafał Jajor bierze do porównań po jednym nadleśnictwie z każdej dyrekcji regionalnej – TC).

„Coraz częściej o wygranej w przetargu decyduje tylko cena. W 4 nadleśnictwach na 17, kryterium oceny ofert jest jedno: 100% cena.”

„Ale tylko cena tak naprawdę liczy się też tam, gdzie teoretycznie są i inne kryteria. Dlaczego?

Za samodzielną realizację wybranych zadań jest najczęściej 40% punktów. To ważne kryterium, teoretycznie decydujące, kto wygrywa przetarg. Ale kto przyznaje się do pracy podwykonawców? Jeżeli zostanę przyłapany na tym to płacę karę tylko 3.000 zł. Kto miałby mnie przyłapać? Leśniczy? A jaki ma on interes aby utrudniać mnie (i sobie) pracę? Konkurencja? Musiałaby wylegitymować mego pracownika na zrębie, a przecież nie na do tego prawa i nie może wejść na zrąb. Takie prawo ma tylko leśniczy i inspektor pracy. Konkurencja może zrobić zdjęcie, zameldować ale wtedy wie że podobnie mogę w przyszłości zrobić i ja. Inspektor pracy? Może przyczepić się do warunków pracy ale nie do złamania umowy, a poza tym, zanim dojedzie na zrąb, to wszyscy podwykonawcy znikają. Kryterium samodzielnej realizacji nie działa i nagminnie jest łamane.”

(Styczeń 2021r.)

„Ale jak to jest możliwe? – pytają mnie znajomi nie znający specyfiki pracy w lesie. Dlaczego ci Twoi zulowcy tak się sami wycinają?”

„Z grubsza wiem, choć niektóre wyniki przetargów i mnie zaskakują, jak np. oferty o 60% niższe od wyceny nadleśnictwa.”

„Chodzi przede wszystkim o to że nie mamy żadnych bezpieczników przed walką na cenę pomiędzy zulowcami.”

Bo tak:

„Niby trzeba zatrudniać drwali, ale tak naprawdę wystarczy przedstawić w nadleśnictwie ich umowy o pracę, a potem…

Potem można ich zwolnić, wysłać na bezpłatne urlopy lub zmienić im umowy na 1/8 etatu. Taka jest pensja i ZUS legalnie, a reszta w kopercie. Drwale pracują wtedy oczywiście 8-10 godzin dziennie.”

„Niby trzeba zatrudnić osobę do nadzoru z wykształceniem leśnym. Ale … patrz powyżej.”

„Niby trzeba zrealizować część prac własnymi ludźmi. Ale… kto to sprawdzi? no i patrz powyżej.”

„Niby drwale muszą mieć skończone kursy dla drwali, a porządny kurs kosztuje od 1000-2000 zł. A tak naprawdę można w internecie kupić im papier za 300 zł. „

„Niby mamy stosować biodegradowalne oleje i przedstawiać nadleśnictwu faktury ich zakupu, ale z firmą od olejów da się przecież dogadać, nie? A do zbiorników pilarek nikt nie zagląda.”

„Niby drwale powinni mieć spodnie z wkładką antyprzecięciową, buty, kaski z atestami. Ale jak przyjeżdża inspektor PIP, to musi najpierw zameldować się w nadleśnictwie, a wtedy zaraz dzwoni leśniczy i każe wszystkim spier…Zostaje najwyżej tylko jeden wzorowy ZUL, ten co ma najwyższe stawki lub szefa legalistę.”

„Niby…Może starczy.”

Część pierwsza poświęcona była sprawozdaniu Stowarzyszenia Przedsiębiorców Leśnych ze spotkania w Senacie 2009 roku. Wypada więc do uwag redaktora Rafała Jajora dodać wypowiedzi działaczy SPL z września 2020, spisane przez Waldemara Spychalskiego, m.in. ze spotkania z dyrektorem generalnym LP.

https://www.splgoluchow.pl/aktualnoci-13/975-21-09-2020-spotkanie-w-gdlp-14-09-2020

https://www.splgoluchow.pl/aktualnoci-13/977-30-09-2020-walne-sprawozdawcze-zebranie-czlonkow-spl

Cytuję:

„Jego z daniem (Waldemara Spychalskiego – TC) osoby zarządzające Lasami Państwowymi nadal nie traktują poważnie ostrzeżeń przekazywanych im przez przedsiębiorców o coraz trudniejszej sytuacji na rynku usług leśnych, braku rąk do pracy i niedofinansowaniu całego sektora, tak jakby te problemy dotyczyły wyłącznie właścicieli zuli, ale nie leśników.

Z jednej strony Dyrekcja Generalna LP przyznaje, że tegoroczne opóźnienie sprzedaży drewna o jeden miesiąc w stosunku do planu (o ok. 8%) stanowi poważny problem finansowy (-631 mln zł), który już spowodował gorączkowe szukanie oszczędności. Z drugiej narastający problem braku pilarzy, którzy pozyskują ponad 50% całego drewna w Lasach, nie jest odbierany przez dyrekcję LP jako zagrożenie.

Zapewne dlatego prace nad nowym katalogiem norm czasu dla prac leśnych, rozpoczęte przez Ośrodek Rozwojowo-Wdrożeniowy LP w Bedoniu, przeciągają się od 2016 r. i być może uda się je zakończyć dopiero w roku przyszłym.

Sprawy prawidłowego obliczania kosztów ekwiwalentu za używanie pilarki nikt w Lasach poruszyć nie chce, a przecież powinien być on bezwarunkowo doliczany do kosztów pracy drwala.

Nawet temat wydawania uprawnień dla pilarzy nadal jest niedokończony, dopiero teraz projekt, który już dwa lata temu został przygotowany w DGLP, jest procedowany w Ministerstwie Środowiska. Niestety, nie był on wcale konsultowany z pracodawcami pilarzy (zulami), co wydaje się kuriozalne. Jak na razie wiadomo tylko, że nie będzie on kompatybilny z zasadami wydawania ECC, a więc te nowe uprawnienia nabyte w Polsce nie będą uznawane w innych krajach UE.

Propozycje wysuwane przez dyrektora RDLP w Zielonej Górze Wojciecha Grochalę, żeby pozbyć się problemu z zatrudnianiem i wynagradzaniem pilarzy, wykonując całe pozyskanie maszynami za – jego zdaniem – rynkowe stawki (44–46 zł/m3), które uzyskuje w dyrekcji zielonogórskiej w pakietach harwesterowych, potwierdzają tylko ogólny brak zrozumienia przez zarządzających Lasami obecnej sytuacji na rynku usług leśnych.

Przedsiębiorcy już od lat robią wszystko, żeby jak najwięcej drewna pozyskać maszynami, choćby ze względu na brak chętnych do pracy w lesie oraz duże zagrożenie dla zdrowia i życia pracowników wykonujących prace pilarką. Nie nabywają jednak więcej maszyn, ponieważ ich sytuacja jest niepewna. Coraz mniejsze pakiety i jednoroczne umowy, do czego ostatnio powróciły Lasy Państwowe, nikogo nie zachęcają do kosztownych inwestycji, zaś niskie stawki za maszynowe pozyskanie drewna w jednorodnych, „łatwych” drzewostanach, do których zjeżdżają firmy z całej Polski, nijak się mają do prawdziwie rynkowych cen za tę usługę.

Powinny one zawierać nie tylko pełny koszt amortyzacji maszyn, lecz także koszty ich eksploatacji w dużo trudniejszych warunkach terenowych i organizacyjnych.

Zdaniem Waldemara Spychalskiego, które podziela również Zarząd Główny SPL, dopóki DGLP sama nie uzna, że zaistniała sytuacja na rynku usług leśnych grozi niewykonaniem planu pozyskania drewna w bardzo znacznym stopniu, a w konsekwencji drastycznym spadkiem wpływów do budżetu, wszelkie próby negocjacji ze strony przedsiębiorców mające na celu zapobieżenie tej katastrofie będą nadal ignorowane.”

Ignorowane ale powiedziałbym że w przyjemnym i prawie przyjacielskim stylu, bo mimo ignorowania i pomijania milczeniem wniosków przedstawicieli dwu organizacji reprezentujących Zakłady Usług Leśnych, dyrektor generalny LP wyraził nadzieję, że takie spotkania będą odbywać się częściej.

Amen.

Jakżesz miłe i przychylne z niego panisko. Urzęduje już trzy lata i żałuje że tak rzadko spotyka się z zulowcami….

A może by tak czasem udać się do lasu, Panie Dyrektorze? Bez świty swoich sług leśnych, samemu, po to aby porozmawiać z drwalem, tym znającym język polski oczywiście, chociaż z rosyjskim czy ukraińskim też chyba Pan Dyrektor nie miałby trudności?

Gwarantuję że takie wycieczki leśne byłyby znacznie bardziej pożyteczne dla rozwoju intelektu, wiedzy leśnej czy technik zejścia od poziomu pana do poziomu sługi niż uczestnictwo w zjazdach Rydzykowszczyzny. Chociaż ze zniżeniem się do poziomu sługi dyrektor generalny Lasów Państwowych jak i dyrektorzy regionalni nie mają problemów w czasie podobnych spędów.

Czytaj również: Usługi leśne jako szara strefa – tak było. Część pierwsza.

                           Usługi leśne jako szara strefa – tak było. Część druga.

Zdjęcie: klimat

Dodaj komentarz