Las. Instrukcje korzystania z niego.

Las. Instrukcje korzystania z niego.

Las. Instrukcje korzystania z niego. 

Taki jest tytuł nowej książki Petera Wohllebena, sądząc z tytułu szwedzkiego”Skogen en bruksanvisning” albo niemieckiego „Gebrauchsanweisung für den Wald”. Jest to tytuł niespecjalnie przyciągający do lektury zwykłego czytelnika i pewno by nie przyciągnął gdyby nie nazwisko autora. 

Autora którego bez wątpienia można dzisiaj nazwać pierwszym leśnikiem Europy. 

Jaki jest ten leśnik?

Jest on leśnikiem wątpiącym w las, ściślej biorąc w las uważany w Europie za las. W roku 2009 odwiedził go szef lasów w Iranie, Ali Ost Montazerii. W rozmowie z Peterem Wohllebenem zadał on suche pytanie: Las? Jaki las? Według niego ten niemiecki to tylko zbiorowisko drzew, zwykłe plantacje drzewne. Podobne zdanie miał znajomy z Gabonu po odwiedzeniu Schwarzwaldu. Są to drzewa iglaste zasadzone w rzędach, powiedział.

Jest leśnikiem wątpiącym w niemieckie państwowe dyrekcje leśne, w ich język malujący obraz lasu rosnącego, kwitnącego i owocującego. To tylko język reklamy, język kłamstwa. Kto pilnuje i nadzoruje ich dominującą pozycję na niemieckim rynku leśnym? Kto pilnuje strażnika?

Jest leśnikiem nie lubiącym pewnych utartych i tradycyjnych zwrotów słownictwa leśnego. Na przykład: Pielęgnacje lasu. 

Co myślimy wymawiając te słowa? Widzimy leśnika pielęgnującego las tak aby stał on się zdrowy, odporny na szkodniki i zmiany klimatu. Co powiedzielibyśmy gdybyśmy zaczęli  nazywać rzeźnika pielęgniarzem zwierząt? Absurd? Nie w słownictwie leśnym. Leśnik pielęgnuje przecież las wycinając zdrowe drzewa i zaczyna te pielęgnacje wcześnie, od czyszczeń upraw a dalej młodników. 

Samo słowo czyszczenia….

Jest leśnikiem wątpiącym w pielęgnacje lasu. Agent Orange w Wietnamie, środek Tormona w Niemczech, służący w latach 1970-80 do zwalczania gatunków liściastych, dzisiejsze opryskiwanie lasu przeciw np. chrabąszczowi czy barczatce sosnówce i brudnicy mniszce. 

Czy leśnik tworzy las chory czy dąży do stworzenia lasu zdrowego? 

Jest leśnikiem nie lubiącym myśliwych. Ci niemieccy mają za sobą długą tradycję łączącą polowanie i łowiectwo z klasami panującymi. Mają obyczaje ugruntowane w złotym ale nazistowskim okresie łowiectwa III Rzeszy. Poprzez dożywianie pozwolili rozrosnąć się populacjom zwierząt roślinożernych do tego stopnia że liściaste lasy niemieckie są doszczętnie dzisiaj zjadane. I grodzone przed zwierzyną oraz ludźmi. 

Jest leśnikiem mającym doświadczenie zawodowe w wprowadzaniu dziczyzny na rynek i opis tego procederu, począwszy od strzału do sprzedaży tuszy hurtownikowi jest najlepszą zachętą do postawienia na potrawy wegetariańskie. 

Jest leśnikiem przestrzegającym przed nadmierną miłością do ochrony przyrody w imię zachowania różnorodności i bogactwa biologicznego. Za każdym razem gdy jakiś gatunek jest zagrożony rozpoczyna się akcja ratunkowa często niszcząca inne siedliska. 

Największą różnorodność gatunków zwierzęcych mamy w Zoo ale nikt nie nazwie Zoo obszarem przyrody chronionej. Jak tylko głuszec zaczyna znikać w Schwarzwaldzie rozpoczyna się natychmiast jego ratowanie. Po co? Jest to ptak niezagrożony w skali globalnej i w czasie wizyty w Lappland Peter Wohlleben wielokrotnie go widział.  Niezagrożony mimo że Szwedzi polują na niego i go jedzą.

Jest leśnikiem nie lubiącym wykorzystywania prawa do korzystania z lasu w celach handlowych. Nie ma w Niemczech skandynawskiego Allemansrätten ale możemy zbierać jagody czy grzyby na swoje potrzeby. Co nie oznacza ogołacania lasów przez ich zawodowych zbieraczy. Lub zbierania workami mchu przed świętami Bożego Narodzenia. 

Jest leśnikiem nielubiącym dużych maszyn leśnych niszczących i ubijających glebę leśną. 

Jest leśnikiem uważającym że stosowanie takich maszyn  tworzy otwarte powierzchnie zrębowe, nawet w niemieckich parkach narodowych. Usuwanie w nich drzew iglastych, zaatakowanych lub nie przez kornika opóźnia wprowadzenie drzew liściastych rosnących pod osłoną świerka i na zrębach otwartych znów jako pierwsze pojawiają się gatunki iglaste. 

Jest leśnikiem nielubiącym leśników na stanowiskach dyrektorów parków narodowych. Wprowadzają w nich swoje leśne metody zarządzania lasem. 

Jest leśnikiem nielubiącym prawa nakładającego na właściciela lasu obowiązek całkowitej odpowiedzialności za ryzyko związane z odwiedzeniem tego lasu przez społeczeństwo. Komuś może przecież spaść gałąź na głowę. 

Co pociąga za sobą nadmierne wycinki wzdłuż wielu dróg i szlaków. Po co? Ile było podobnych wypadków w Niemczech? Kilka na dziesięciolecie. 

W tym nielubieniu swego zawodu Peter Wohlleben powinien przypominać, tak przypuszczam, niektórych polskich leśników. 

Co więc on lubi? 

Nie tylko lubi ale i kocha swój las, zwłaszcza ten stary, bukowy. Nie jest to las taki jak w Gabonie czy w Amazonii ale  go w pewnym stopniu przypomina. 

Lubi nowe metody gospodarki leśnej, pozwalające zachować las stary jak np. pomysł stworzenia cmentarza leśnego zaakceptowany nawet, po kilkunastu latach, przez kościół katolicki.

Jego cmentarz w lesie Hümmel jest chyba dziś jednym z najbardziej znanych w Niemczech. 

Lubi pokazywać i opisywać swój las dzieciom, lubi pokazywać las dorosłym, lubi prowadzić kursy przetrwania w lesie dla wszystkich chętnych i o tym wszystkim opowiada w formie instrukcji korzystania z lasu zawartych w swojej książce. 

Instrukcje dotyczą wszystkich praktycznych wskazówek związanych z przebywaniem w lesie. Nic nowego, powie każdy polski leśnik, wypowiadający się zresztą w podobnym tonie po przeczytaniu Sekretnego życia drzew. 

To zupełna prawda, ale można  zapytać się wtedy dlaczego nikt z polskich leśników nie wpadł wcześniej na podobny pomysł? Tym bardziej że jak widać w tym nielubieniu swego zawodu powinien myślący polski leśnik znaleźć się po tej samej stronie co Peter Wohlleben? Przynajmniej w pewnym stopniu? Ja myślę że przyczyna jest w sumie prosta. Nie można pisać instrukcji korzystania z lasów polskich bez podobnej krytyki z jaką Peter Wohlleben opisuje lasy niemieckie, pisząc swoje instrukcje. Który z polskich leśników odważyłby się na podobną? 

Ale czytając jego książkę zauważy polski leśnik i nie tylko polski, niemal zupełny brak opisów pracy bardzo ważnej dla każdego leśnika europejskiego i nie tylko europejskiego, bo również tego z Gabonu czy Amazonii, pracy związanej z pozyskaniem i wywozem drewna. 

Nie ma jej w lasach Hümmel? Jak w takim razie wygląda gospodarka leśna w tej gminie? Czy leśny cmentarz, kursy Petera Wohllebena i jego sława przynosząca korzyść dla gminy, wystarcza finansowo dla pracodawcy Petera? 

Tytuł „Las. Instrukcje korzystania z niego” jest zobowiązujący. Ale treść sugeruje że brak obecności w tym lesie leśnika, drwala, maszyn leśnych no i myśliwego byłby idealnym rozwiązaniem dla lasu i jego użytkowników. Chociaż z brakiem leśnika przesadzam, bo w obrazie Petera Wohllebena jest on potrzebny jako przewodnik dla społeczeństwa użytkującego jego las. 

Najchętniej w postaci szczęśliwie rozbrykanej dziatwy, z czym każdy pewno się zgodzi ale odpowiedzialny leśnik dopiero po wyjeździe dziatwy z lasu. 

Same instrukcje korzystania z lasu są napisane w stylu wyjaśnień dla uczestników kursów Petera Wohllebena i sądzę że spotkają się z zainteresowaniem wsród polskich edukatorów leśnych.  Ale czy wśród pozostałych leśników? A zwłaszcza tych refleksyjnych i myślących? 

Obraz pracy leśnika wyłaniający się z instrukcji nie jest obrazem jego tradycyjnej pracy opłacanej przez pozyskane drewno. Ta praca jest tematem tabu dla Petera Wohllebena i pracą potępianą, określaną jako porównywalną do pracy rzeźnika, co prawda tylko w kontekście zawodowego słownictwa leśnego. 

Chociaż porównanie wypływa logicznie z jego Sekretnego życia drzew. 

Peter Wohlleben nie lubi wielu rzeczy związanych z tradycyjnie wykonywanym zawodem leśnika oraz jak to pisze z dziwacznym hobby myśliwego. 

W tym zgodzi się pewno myślący leśnik. I zada proste pytanie: Co w takim razie Pan proponuje? Jaką gospodarkę leśną w świetle rosnącego znaczenia drewna? Jaką gospodarkę łowiecką zastępującą lub godzącą się z naszym dziwacznym hobby? 

„Las. Instrukcje korzystania z niego”  to książka interesująca, nawet bardzo, dla człowieka z zewnątrz tego lasu, dla jego użytkownika miejskiego. I wsród niego znajdzie na pewno wielu czytelników. 

Ale do sięgnięcia po nią, po pojawieniu się na rynku polskim, zachęcam i leśników. Oprócz krytyki stosunków niemieckich, co zresztą powinno, jak przypuszczam, sprawić pewną satysfakcję polskiemu leśnikowi, no bo przecież u nas jest lepiej, powie on, zawiera ta książka uwagi i pomysły praktyczne warte zaznajomienia się z nimi przez leśnika Lasów Państwowych, dominującego w lasach polskich. Który być może, mam taką nadzieję, zacznie mieć pewne wątpliwości w styl tej dominacji reprezentowany przez jego zwierzchników i dyrekcje. 

Nawet jak ten leśnik wie wszystko i nic nie jest nowym dla niego, która to postawa, sądząc z jego mediów, niestety dominuje. Zwłaszcza takich leśników zachęcam do lektury. 

Czytaj również: http://www.forest-monitor.com/pl/sekretne-zycie-drzew/

http://www.forest-monitor.com/pl/peter-wohlleben-po-sekretnym-zyciu-drzew/


Zdjęcie: adlibris

5 myśli na temat “Las. Instrukcje korzystania z niego.

  1. U nas długo by nie popracował 🙂
    a wilczy bilet szedłby za nim do wieku emerytalnego.
    Musiałby się zadowolić układaniem kafelków i takimi różnymi pracami w budownictwie żeby się utrzymać…
    Dlatego w Polsce nikt nie chce go naśladować 🙂

  2. Miałbym też pytania do Petera Wohllebem: jego książki osiągnęły spory nakład i rozeszły się po świecie, więc czy nie szkoda mu tych drzew, z których zrobiono te książki ? 🙂
    Czytałem też wywiad w Polityce, gdzie Peter wspierał ideę wstrzymania wycinki w Puszczy Białowieskiej. Wiadomo że celowość takiego działania jest kontrowersyjna i wniesie spore straty finansowe. Ciekawy jestem czy Peter Wolleben zdecydowałby się część swoich zysków z tych siążek przekazać na Puszcze Białowieską ?

  3. Konina to dość dobre mięso.
    No ale koń jest zwierzęciem inteligentnym i nie jest moralne, by hodować go na mięso.
    Masa “zielonych” dało by się pokroić, by ten “nieludzki ” proceder handlu końmi do rzeźni ukrócić i chyba im się to w końcu udało.
    Tym prostym sposobem organizacje zielonych spowodowały niemal ZEROWY stan liczebny koni na polskiej wsi.
    Razem z odejściem koni, przestały na pastwiskach rosnąć pieczarki i wyniosły się też jaskółki, bo nie ma końskiego gówna, z którego można ulepić gniazdo i nie ma much, które są podstawą ich pożywienia.
    Przedstawianie myśliwych w takim samym świetle jak wcześniej rolników hodujących konie prowadzi do takich samych sukcesów w przyszłości 🙂

Dodaj komentarz